Najstarsze opactwo cysterskie w Polsce Sanktuarium bł. Wincentego Kadłubka

Publikujemy nietłumaczone dotąd na język polski kazania św. Bernarda, opata Clairvaux związane z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa, w których Doktor Miodopłynny z właściwą sobie uczuciowością i wrażliwością, a jednocześnie z przenikliwością opisuje owoce męki Zbawiciela, korzystając obficie ze skarbca Pisma Świętego. Dziś, w Wielki Piątek, zamieszczamy kazanie traktujące o Męce Pańskiej.

Kazanie św. Bernarda, opata na Wielką Środę

O Męce Pańskiej

Czuwajcie, bracia, by misteria tego czasu nie minęły wam bezowocnie. Dane jest nam obfite błogosławieństwo, przygotujcie nań czyste naczynia, sprawcie dla takich łask czystą duszę, czujne zmysły, trzeźwe uczucia, czyste sumienie. Zachęca nas do tego nie tylko sposób życia, jaki podjęliśmy, ale także powszechna praktyka Kościoła, którego jesteście dziećmi. Wszyscy bowiem chrześcijanie w tym Wielkim Tygodniu w szczególny sposób ćwiczą się w pobożności, praktykują wstrzemięźliwość, podejmują upokorzenie, przywdziewają powagę, aby w jakiś sposób upodobnić się do cierpiącego Chrystusa. Któż bowiem byłby tak bezbożny, aby nie uległ skrusze? Kto tak nieczuły, by się nie upokorzył? Któż tak gniewliwy, by się nie pohamował? Któż tak rozmiłowany w przyjemnościach, by sobie ich nie odmówił? Kto tak popędliwy, by się nie powstrzymał? Któż tak zły, by w te dni nie pokutował? Jest to słuszne, bo oto nadchodzi czas Męki Pańskiej, jeszcze dzisiaj wstrząsającej ziemię, kruszącej skały, otwierającej groby. Blisko jest także Zmartwychwstanie Pańskie, kiedy to będziecie obchodzić uroczystość ku czci Pana i obyście dzięki gorliwości i zapałowi ducha doszli aż do największych cudów, które On zdziałał. Nic bowiem lepszego nie mogło stać się na świecie, jak to, co Pan uczynił w tych dniach. Nic także lepszego i pożyteczniejszego nie można światu polecić, jak coroczne należyte świętowanie Jego pamiątki z żarliwością duszy oraz opiewanie Jego obfitych dobrodziejstw, a te dwie rzeczy sprawujemy dla naszego pożytku, bo w obydwu znajduje się owoc naszego zbawienia, w obydwu życie naszego ducha. Cudowna jest, Panie Jezu, Twa Męka! Ona usuwa wszystkie nasze męki. Ona odkupiła wszystkie nasze nieprawości, leczy wszystkie nasze choroby. Czy jest bowiem jakieś śmiertelne zagrożenie, którego by nie mogła odwrócić śmierć Twoja?

Tak więc, bracia, w Męce Pańskiej przystoi rozważać zwłaszcza trzy rzeczy: dzieło Męki, jej sposób oraz przyczynę. W dziele Męki Pana widać Jego cierpliwość, w sposobie – pokorę, w przyczynie – miłość. Cierpliwość Pana widzimy, gdy grzesznicy poorali grzbiet Jego, gdy tak Go rozciągnęli na drzewie, że mógł policzyć wszystkie swoje kości, gdy ową najmocniejszą obronę, która strzeże Izraela przebodli ze wszystkich stron, przebijając Jego ręce i nogi, On zaś jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca wobec strzygących ją, nie otworzył ust swoich. Nie skarżył się na Ojca, który Go posłał, ani na rodzaj ludzki, któremu oddawał to, czego nie zabrał, ani także na swój własny naród, od którego doznał tyle zła za tak wielkie dobrodziejstwa. Niektórzy cierpią za własne grzechy, znosząc to w pokorze, co poczytuje się im za cierpliwość. Inni znowu cierpią nie tyle dla kary, co dla próby czy nagrody, a ich cierpliwość uchodzi za większą i bardziej godną naśladowania. O ile więc za największą należy uznać cierpliwość Chrystusa, który w swoim własnym dziedzictwie, przez tych, dla których specjalnie przyszedł jako Zbawiciel, został skazany na śmierć jak złodziej, choć nie miał żadnego grzechu, ani uczynkowego, ani odziedziczonego, ani nawet możliwości popełnienia go. W Nim bowiem mieszka wszelka pełnia Bóstwa, nie jako cień, ale realnie. W Nim jest Bóg jednający świat ze sobą, nie pod osłoną figur, ale substancjalnie. On jest wreszcie pełen łaski i prawdy, nie przez współudział, lecz osobowo, by dokonał swego dzieła. Mówi prorok Izajasz: Jest mu obce jego dzieło (Iz 28, 21 Wulg), gdyż dzieło to było Jego, skoro polecił Mu je wykonać Ojciec, jest też Mu obce, bo będąc tak wielkim przecierpiał takie męki. Widzisz więc cierpliwość w dziele Męki Chrystusa.

Jeśli z kolei rozważysz z uwagą sposób Jego Męki, dostrzeżesz nie tylko Jego cichość, ale także pokorę serca. Przez Jego pokorę odmówiono Mu słuszności, gdy na takie bluźnierstwa i zupełnie fałszywe przestępstwa, jakie świadczono przeciw Niemu, nic nie odpowiadał. Nie miał On wyglądu, mówi prorok, nie najpiękniejszy spośród synów ludzkich, ale pośmiewisko dla ludzi, niczym trędowaty, ostatni spośród ludzi, mąż boleści, chłostany przez Boga i zdeptany, tak że nie miał On wdzięku ani też blasku (por. Iz 53, 2-4). O ostatni, a zarazem najwyższy! O pokorny i wzniosły! Pośmiewisko dla ludzi i chwało Aniołów! Nikt wznioślejszy od Niego, nikt też pokorniejszy. Zresztą, pokryty plwocinami, nasycony szyderstwami, skazany na najhaniebniejszą śmierć, zaliczony w poczet złoczyńców. Czy przeto tak wielka pokora, która ma tak wielką miarę nie zasługuje na to, by ją poczytać jako pokorę bez miary? I tak jak cierpliwość Pana jest wyjątkowa, tak samo pokora cudowna, obydwie zaś nie mają sobie równych.

Jedną zaś i drugą sprawiła wspaniale przyczyna Jego Męki, a mianowicie miłość. Bóg bowiem przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, by wykupić niewolnika, ani Ojciec Syna, ani Syn sam siebie nie oszczędzał. Prawdziwie to wielka miłość, bo także i ona przekracza granicę, wypływa ponad miarę, jest po prostu większa nad wszystko inne. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13). Tyś miał, Panie, większą miłość, bo dałeś życie nawet za nieprzyjaciół. Gdyśmy bowiem byli jeszcze nieprzyjaciółmi, przez śmierć Twoją zostaliśmy pojednani z Tobą i z Ojcem. Jaką inną widzimy miłość teraz, w przeszłości, czy w przyszłości, która jest podobna do tej? Z największą trudnością umiera ktoś za sprawiedliwego – Ty zostałeś umęczony za niesprawiedliwych, umarłeś za nasze winy. Ty przyszedłeś darmo usprawiedliwić grzeszników, niewolników uczynić braćmi, więźniów – współdziedzicami, wygnańców – królami. Nic innego w zupełności nie ukazuje tak wyraźnie tej cierpliwości i pokory, jak to, że Chrystus wydał siebie na śmierć, poniósł grzechy wielu i oręduje za grzesznikami, by nie zginęli. Nauka to zasługująca na wiarę i godna wszelkiego uznania! Został bowiem ofiarowany, bo sam tego pragnął. Nie tylko chciał i został ofiarowany, ale został ofiarowany ponieważ chciał, jako że tylko On ma moc oddać życie swoje, a nikt Mu go nie zabiera, sam je oddał. Gdy skosztował octu, rzekł: Wykonało się. Nie zostało nic do dopełnienia, nie mam już czego oczekiwać. I, skłoniwszy głowę, posłuszny aż do śmierci, oddał ducha (J 19, 30). Kto z nas zasypia tak łatwo, gdy tylko zechce? Śmierć jest wprawdzie największą słabością natury, ale umrzeć tak – oto moc niezmierzona. Jednak, co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi. Szaleństwo człowieka może doprowadzić do podniesienia zbrodniczej ręki na samego siebie, ale to nie jest oddanie swego życia, a raczej zamach na nie i gwałtowne jego przerwanie, nie oddanie go według woli. Tobie, bezbożny Judaszu, dane było nędznie zawisnąć, nie zaś oddać swoje życie. Twój przewrotny duch wyszedł nie przez to, że wydałeś siebie, ale przez to, że założyłeś sobie pętlę; nie wyzionąłeś go, ale zgubiłeś. Ten tylko oddał na śmierć swoje życie, który jako jedyny własną mocą powrócił do życia. Ten tylko miał moc je oddać, który miał bezsprzecznie wolną możność odebrać je z powrotem.

Godna to zatem miłość tak nieoceniona, tak cudowna pokora, tak niezwyciężona cierpliwość. Godna zaiste tak święta i tak nieskalana żertwa, tak przyjemna Bogu. Godzien jest Baranek, który został zabity otrzymać moc, dokonać tego, po co przybył, zgładzić grzechy świata. Mówię zaś, że ten grzech, który wszedł na świat jest trojaki. Podejrzewacie zapewne, że mam na myśli pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę tego żywota? Są to potrójne węzy, trudne do rozerwania, dlatego wielu się w nie mota, a właściwie to te węzy próżności motają wielu, zwłaszcza jednak te potrójne nie bez powodu dominują wśród wybranych. Jak bowiem wspomnienie cierpliwości Chrystusa nie oddaliłoby wszelkiej pożądliwości? Jakże rozważanie Jego pokory nie zniweczyłoby pychy żywota? Natomiast owa miłość bez wątpienia jest godna tego, by rozmyślanie nad nią tak zajęło umysł, tak pochłonęło całą duszę, by całkowicie wyrwało tę wadę, jaką jest ciekawość. Wielką zatem ma moc Męka Zbawiciela przeciwko tym trzem węzom.

Ja jednak zamierzyłem mówić o innym potrójnym grzechu, który gładzi moc Krzyża, co, być może okaże się dla was bardziej pożyteczne. Pierwszy z tych grzechów to grzech pierworodny, drugi nazwałbym osobistym, zaś trzeci – szczególnym. Pierworodnym nazywa się ten największy grzech, który zaciągamy od pierwszego Adama, w którym to wszyscy zgrzeszyliśmy, przez który też wszyscy umieramy. Jest on największy, bo nie tylko panuje w całym rodzaju ludzkim, ale także w każdym z osobna doń przynależącym, tak że nikt go nie uniknie, ani jeden. Rozciąga się on od pierwszego człowieka aż do ostatniego, w każdym człowieku od stóp aż do czubka głowy rozlała się ta trucizna. Nie inaczej, rozciąga się on na wszelki wiek: od dnia, w którym się każdy poczyna aż po ten dzień, w którym przyjmuje go nasza wspólna matka. W przeciwnym razie, jak wyjaśnić to ciężkie brzemię, jakie nosi każdy i cały syn Adama od wyjścia z łona swej matki aż do dnia pogrzebania go w łonie naszej wspólnej matki? W nieczystości się poczynamy, w ciemnościach się kształtujemy, w bólach się rodzimy. Przed wyjściem ciążymy naszym biednym matkom, wychodząc rozrywamy je niczym ukąszenie żmii, aż dziw, że też sami nie ulegamy rozerwaniu. Pierwszy głos, jaki wydajemy to płacz i słusznie, bo oto przyszliśmy w dolinę płaczu, tak że można do nas pod każdym względem przypisać te słowa świętego Hioba: Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bolesne życie (Hi 14, 1). Jakżeż to prawdziwe! Nie słowa nas o tym pouczyły, ale także bolesne doświadczenia. Człowiek, rzecze on, zrodzony z niewiasty. Nic bardziej upokarzającego! I żeby przypadkiem nie szukał on pociechy w samej żądzy cielesnych zmysłów, jaką czerpie z rzeczy zmysłowych, już w momencie narodzin, poucza się go owymi straszliwymi słowami: ma krótkie i bolesne życie. Żeby także tej chwilki, jaka mu jest dana pomiędzy narodzinami a śmiercią, nie uznał za pozostawioną dla jego wolności dodaje, że jest ona pełna nędzy. Pełna, mówię, różnorakiej nędzy, nędzy ciała, nędzy serca, nędzy, gdy śpi, nędzy, gdy czuwa, nędzy, gdziekolwiek się nie zwróci. Nic przeto dziwnego, że i Ten, który narodził się z Dziewicy, zrodził się z niewiasty, chociaż błogosławionej między niewiastami, Ten, który mówi do Matki: Niewiasto, oto syn twój (J 19, 26), żyjąc krótko na ziemi, również zaznał wiele nędzy w swym krótkim życiu. Wystawiony na zasadzki, na podstępy, krzywdzony, skazany, prześladowany przez sprzysiężonych.

Wątpisz tedy, że wystarczające jest to posłuszeństwo, które gładzi winę pierwszego grzechu? Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem, jak z darem łaski. Gdy bowiem jeden tylko grzech przynosi wyrok potępiający, to łaska przynosi usprawiedliwienie ze wszystkich grzechów (Rz 5, 15. 16b). Ten zaś ciężki grzech pierworodny nie tylko osobę obciąża, ale także naturę, jednak osobisty grzech jest cięższy, bo, puszczając wodze naszych zmysłów oddajemy członki nasze jako broń nieprawości na służbę grzechu, spętane już nie cudzym, ale naszym własnym przestępstwem. Co do grzechu szczególnego – jest to najcięższy grzech, został bowiem popełniony przeciw Panu majestatu, gdy bezbożni ludzie niesprawiedliwie zabili sprawiedliwego Człowieka, podnieśli świętokradzką rękę na samego Syna Bożego ci najokrutniejsi mordercy, jeśli można tak powiedzieć – bogobójcy. Jak się jednak mają dwa poprzednie grzechy do tego trzeciego? Otóż, gdy on się dokonał, pobladł i przeląkł się cały wszechświat, niemal pogrążył się na nowo w pierwotnym chaosie. Wyobraźmy sobie księcia, który najechał i spustoszył ziemię swojego króla. Wyobraźmy sobie innego, który zaproszony na ucztę i na radę króla, zabił zdradziecką ręką jego jedynego syna. Czym jest wszelki grzech w porównaniu z tym drugim? Czy ten pierwszy książę w porównaniu z nim nie wyda się nam zgoła niewinny? Tak to ma się wszelki grzech do grzechu szczególnego, a jednak i ten grzech poniósł w sobie Ten, który stał się grzechem, aby dla usunięcia grzechu wydać wyrok potępiający grzech. Przez to więc został zgładzony każdy grzech, tak pierworodny, jak osobisty, a nawet sam ów szczególny grzech On sam w sobie pokonał.

Wnioskuję, że skoro dwa mniejsze grzechy zostały usunięte, to także ów największy, a sposób mojego wnioskowania jest następujący: Chrystus poniósł grzechy wielu i orędował za przestępcami, by nie zginęli: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34). Płynie od Ciebie, Panie, Twoje nieodwołalne słowo i nie wraca do Ciebie bezowocne, ale spełnia to, po coś je posłał. Zobacz więc teraz dzieła Pana, zdumiewające czyny, których dokonał na ziemi. Zsieczono go biczami, ukoronowano cierniem, przebito gwoźdźmi, przytwierdzono do krzyża, zelżono wyzwiskami, a jednak mówi, nie pamiętając o wszystkich bólach: Przebacz im. Tutaj nędza cielesna, tutaj łaski z Serca, tutaj bóle, tutaj litość, tutaj olejek wesela, tutaj także krople krwi sączące się na ziemię. Wiele jest miłosierdzia Pana, ale i wiele nędzy Pana. Czy przemoże nędza miłosierdzie, czy też miłosierdzie nędzę? Niech zwycięży, Panie, Twoje odwieczne miłosierdzie, niech mądrość zwycięży zło. Wielka jest ich nieprawość, ale czyż nie większa jest Twoja łaskawość, Panie? O wiele większa i to na wszelki sposób. Czy złem za dobro się płaci? mówi prorok. A oni wykopali dół na mnie (Jr 18, 20). Prawdziwie wykopali dół niecierpliwości, dali wiele sposobności do gniewu i to bardzo wielkiego, ale czym jest ich dół w obliczu głębi Twojej pokory? Wykopali dół dla tych, którzy złem płacą za dobro, jednak miłość nie unosi się gniewem, miłość jest cierpliwa, nigdy nie ustaje, nie wtrąca do dołu, a dla odpłacających jej złem gromadzi dobra. Niech nieżywa mucha nie zepsuje wonnego olejku (por. Koh 10, 1), który wypływa z Twojego ciała! Bo na łonie Twoim jest łaska i obfite odkupienie. Nieżywa mucha to nędza, nieżywa mucha to bluźnierstwa, nieżywa mucha to wyzwiska, którymi odpłaciło Tobie pokolenie przewrotne i wiarołomne.

A Ty, Panie? Wznosząc swe ręce, gdy poranna ofiara przemieniła się w wieczorne całopalenie, jak dym kadzidła unoszący się do nieba, okrywający ziemię, orzeźwiający otchłań, wołasz: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią i będziesz wysłuchany dzięki swej uległości. Jak skory jesteś do przebaczania! Jak wielka jest dobroć Twoja, Panie! Jak daleko Twoje myśli od naszych! Jak mocne jest Twoje miłosierdzie również dla bezbożnych! Jakże to zdumiewające! On woła: Przebacz, Żydzi: Ukrzyżuj (J 19, 15). Jego słowa łagodniejsze od oliwy, a ich – obnażone miecze (por. Ps 54, 22b). O miłości cierpliwa, ale równocześnie współcierpiąca! Miłość jest cierpliwa – i to wystarczy. Miłość jest łaskawa (1 Kor 13, 4) oto jej wyżyny. Nie daj się zwyciężyć złu – to jest miłość obfita, ale zło dobrem zwyciężaj ­– oto nadobfita! Nie tylko cierpliwość, ale także łaskawość Boża przywiodła Żydów do pokuty, bo łaskawa miłość kocha nawet tych, których musi znosić, kocha ich tym bardziej. Miłość cierpliwa jest wyrozumiała, oczekuje, znosi występnego, miłość łaskawa pociąga go ku sobie, prowadzi, nawraca grzesznika z jego błędnej drogi, w końcu także zakrywa liczne grzechy (por. Jk 5, 20). Ach, Żydzi, sami jesteście niczym kamienie, a uderzyliście miękki kamień, z którego rozległ się dźwięk łagodności i w którym kipi olej miłości! Jakimż strumieniem Twoich rozkoszy napoisz, Panie, tych, co pragną Ciebie, skoro dla tych, co Cię krzyżują wydobywasz olej swego miłosierdzia!

Widać więc, że ta Męka ma wielką moc, by zagasić wszystkie rodzaje grzechów, któż jednak wie, czy mnie zostały dane jej owoce? Otrzymałem je, gdyż inni jej nie mogli dostać. Mógł dostać anioł? On nie potrzebował. Mógł otrzymać diabeł? On się nie podniesie. Ani więc do aniołów, ani żadną miarą także do demonów, ale stawszy się podobnym do ludzi, a w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi (Flp 2, 7ba). Był synem, ale stał się jako sługa. Przyjął postać sługi nie tylko po to, by siebie uniżyć, ale nawet postać złego sługi, aby go chłostano, sługi grzechu, aby wziąć na siebie karę, chociaż nie miał żadnej winy. Stawszy się podobnym do ludzi ­– mówi Apostoł, nie do człowieka, gdyż pierwszy człowiek nie został stworzony w grzesznym ciele, ani nawet na podobieństwo grzesznego ciała. Chrystus zanurzył się mocniej i głębiej we wszelaką nędzę ludzi, by przebiegłe oko diabła nie wytropiło tego wielkiego misterium łaskawości. Przeto, w zewnętrznym przejawie, w każdym zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, nie pozostawił na swej ludzkiej naturze żadnego znaku, który by zdradzał jakąś wyjątkowość. Skoro za takiego został uznany, dlatego został ukrzyżowany. Objawił się niewielu, aby wzbudzić w nich wiarę, dla innych pozostał ukryty. Gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały (1 Kor 2, 8). Po to połączył u nich ów grzech szczególny z niewiedzą, by mógł wybaczyć niewiedzącym, dla przynajmniej jakiegoś cienia sprawiedliwości.

Z kolei ów dawny Adam, który uciekał sprzed oblicza Boga, zostawił nam podwójne dziedzictwo: trud i ból, trud w pracy, ból w mękach. On sam usłyszał to w raju, który otrzymał, by go uprawiać i doglądać. Uprawiał go z radością, doglądał wiernie dla siebie i dla swoich dzieci. Chrystus Pan rozważył trud i ból i wydał je w swoje ręce, a raczej to bardziej one wydały Go w swoje ręce, Tego, który ugrzązł w błotnej topieli, a wody te dosięgły duszy Jego. Spójrz, mówi do Ojca, na mój ból i utrapienie (Ps 24, 18), cierpię biedę i od młodości stoję na progu śmierci (Ps 87, 16). Wytrwale znosił trudy, Jego ręce służyły pośród znoju. O bólu zaś mówił: Wszyscy, co drogą zdążacie, przyjrzyjcie się, patrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co mnie przytłacza (Lm 1, 12). Prawdziwie, wziął na siebie nasze boleści, słabości i bóle nasze nosił (por. Iz 53, 4), mąż boleści, ubogi i cierpiący, doświadczony we wszystkim z wyjątkiem grzechu. Jego życie było jakby bezwolne, w śmierci zaś zdziałał najwięcej, znosząc mękę, którą na ziemi dokonał naszego zbawienia, przeto dopóki istnieję, będę pomny na Jego trudy, jakie poniósł głosząc, na zmęczenie w drodze, na kuszenie podczas postu, na czuwanie wśród modlitwy, na łzy współczucia. Będę wspominał Jego boleści, wrzawę, plwociny, razy, szyderstwa, urągania, gwoździe i tym podobne, których mnóstwo przez Niego i nad Nim przeszło. Dał mi więc moc, dał wzór, obym też umiał Go naśladować, bym szedł Jego śladami, w przeciwnym bowiem razie będę oskarżony o krew niewinną, którą rozlano na ziemi oraz o tę szczególną zbrodnię Żydów, bo byłem niewdzięczny wobec tak wielkiej miłości, znieważyłem ducha łaski, zanieczyściłem Krew przymierza i podeptałem Syna Bożego.

Wielu jest takich, którzy cierpią trudy i bóle, z konieczności wszakże, nie z własnej woli. Oni to nie stali się na wzór obrazu Syna Bożego. Są tacy, którzy znoszą je dobrowolnie, ale także nie o nich jest tu mowa. Rozwiązły czuwa całą noc, nie tylko z cierpliwością ale i chętnie, by zaspokoić swoją żądzę. Czuwa także zbójca, uzbrojony, by zrabować łupy. Czuwa i złodziej, by zakraść się do cudzego domu. Ci wszyscy i inni im podobni dalecy są od trudów i bólów, jakie cierpiał Pan. Jednakże, ludzie dobrej woli, którzy zapaleni chrześcijańskim pragnieniem zamienili bogactwo na ubóstwo albo wzgardzili bogactwem, jakiego nie posiadali, tak jakby je posiadali, pozostawili wszystko dla Niego i idą za Nim, dokądkolwiek idzie (por. Ap 14, 4). Takie naśladowanie Pana to dla mnie najmocniejszy dowód na to, że Męka Zbawiciela i podobieństwo do ludzi obróciły się na mój pożytek. To bowiem słodycz i owoc Jego trudów i bólów.

Zobacz przeto, jak wielkie rzeczy uczynił tobie ów majestat. On rozkazał i powstało (por. Ps 148, 5) wszystko, co jest w niebie i pod niebem, a cóż dla Niego łatwiejszego od wydania rozkazu? Ale czy przez samo słowo dokonało się to, że odnowił cię Ten, który cię stworzył? Trzydzieści trzy lata był widziany na ziemi i przebywał z ludźmi. Za czyny swoje spotkał się z potwarzami, za swe słowa – ze zniewagami. Nie miał gdzie głowy złożyć. Czemuż to? Dlatego, że Słowo zstąpiło ze swej wysokości i przywdziało zgrzebne odzienie. Stało się ciałem, toteż wzięło w używanie członki nieokrzesane i harde. Jak bowiem myśl wyraża siebie głosem cielesnym nie doznając uszczerbku ani przedtem ani potem, tak samo Syn Boży przybrał ciało, bez pomieszania, bez umniejszenia, tak przed wcieleniem, jak i potem. U Ojca był niewidzialny, tutaj jednak dotykały nasze ręce Słowa życia, to co było od początku ujrzeliśmy własnymi oczyma (por. 1 J 1, 1). To zaś Słowo, jako że zjednoczyło w sobie przeczyste ciało i najświętszą duszę, swobodnie kierowało swym ciałem, było wszak mądrością i sprawiedliwością, i nie miało w swych członkach żadnego prawa sprzeciwiającego się prawu Jego umysłu. Z kolei, moje słowo nie jest ani mądrością, ani sprawiedliwością, może je jednak zawierać, mogą one w nim być lub nie być, choć częściej ich nie ma, jest nam bowiem bliższe służyć wadom naszego ciała niż panować nad jego działaniem i pożądaniem, ponieważ w każdym wieku, od młodości, jesteśmy skłonni do złego i idziemy za rozkoszami aż do samej śmierci, nawet wśród zagrożeń i miecza.

Szczęśliwy jest ten, kogo myśl (to jest słowo) kieruje wszystkie jego czyny ku sprawiedliwości, tak że i intencja jego jest czysta, i działanie prawe. Szczęśliwy, kto namiętności swego ciała opanowuje dla sprawiedliwości, cokolwiek cierpi, cierpi dla Syna Bożego, zaś z serca swego usuwa szemranie, a ustami głosi dziękczynienie i chwałę. Kto tak postępuje, bierze swoje łoże i idzie do domu (por. Mk 2, 11). Łoże nasze to ciało. Na nim to dawniej leżeliśmy w cierpieniu, służąc naszym pragnieniom i pożądliwościom. Teraz zaś nosimy je, kiedy staramy się być posłuszni duchowi, a nosimy je umarłe, gdyż ciało umarło dla grzechu (por. Rz 6, 11). Chodzimy jednak, nie biegniemy, bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł (Mdr 9, 15). Idziemy także do naszego domu. Do jakiego to domu? Do matki wszystkich, jako że groby są ich domami na wieki (Ps 48, 12a), bardziej jednak do domu naszego, nie ręką ludzką uczynionego, wiecznie trwałego w niebie (por. 2 Kor 5, 1). Kiedy w końcu złożymy to brzemię, z którym chodzimy, jak sądzicie, jak pobiegniemy? Jak ulecimy? Z pewnością na skrzydłach wiatru. Objął nas Pan Jezus przez nasz trud i bóle. Obejmijmy Go i my dwoma objęciami: dla Jego sprawiedliwości i ku Jego sprawiedliwości, kierując nasze czyny ku sprawiedliwości i dla sprawiedliwości znosząc męki. Mówmy także wraz z Oblubienicą: Pochwyciłam Go i nie puszczę (Pnp 3, 4). Mówmy wraz z patriarchą Jakubem: Nie puszczę Cię, dopóki mi nie pobłogosławisz (Rdz 32, 27). Czego bowiem nam jeszcze brakuje, jeśli nie błogosławieństwa? Po objęciu, cóż pozostaje, jeśli nie pocałunek? Jeżeli tak przylgnę do Boga, jakże nie będzie mi wolno zakrzyknąć: Niech mnie ucałuje pocałunkami swych ust (Pnp 1, 1)? Tymczasem, nakarm nas, Panie chlebem płaczu, obficie napój nas łzami (por. Ps 79, 6), aż nas doprowadzisz do miary dobrej, natłoczonej, utrzęsionej, którą wsypiesz w zanadrza nasze (por. Łk 6, 38), który jesteś na łonie Ojca, Bóg błogosławiony na wieki. Amen.

tłum. br. G. OCist

Adres korespondencyjny:

Archiopactwo Ojców Cystersów ul. Klasztorna 20
28-300 Jędrzejów
woj. świętokrzyskie

Zobacz nas na mapie